Projekt nowelizacji ustawy o świadczeniu usług elektronicznych, który właśnie przechodzi przez Ministerstwo Cyfryzacji, wywołał ogromne kontrowersje. Jednym z najgłośniejszych punktów tej nowelizacji jest wprowadzenie uprawnień dla Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE), który miałby możliwość blokowania treści w internecie bez udziału sądów. Projekt, który wdraża unijną dyrektywę Digital Services Act (DSA), zyskał rozgłos po tym, jak zapis dotyczący cenzurowania treści został dodany do ustawy po zakończeniu konsultacji publicznych. Jakie mogą być konsekwencje tego rozwiązania i dlaczego budzi ono tyle emocji?
Prezes UKE – cenzor internetu?
Zgodnie z nowelizacją ustawy, Prezes UKE mógłby wskazywać platformom internetowym treści do usunięcia, które naruszają dobra osobiste lub wypełniają znamiona czynu zabronionego. Co istotne, taka decyzja mogłaby zapadać bez udziału sądów, a same treści byłyby blokowane w ekspresowym trybie – w ciągu od 2 do 21 dni. W praktyce oznacza to, że Prezes UKE mógłby bezpośrednio wpływać na to, co publikowane jest w mediach społecznościowych, na portalach informacyjnych, czy w innych miejscach w sieci.
Pomysł ten budzi kontrowersje, ponieważ tak duża władza w rękach jednej osoby, wybieranej przez Sejm na wniosek premiera, może prowadzić do nadużyć, w tym do cenzurowania treści niewygodnych dla rządzących. Przykładami mogą być artykuły ujawniające nadużycia władzy, korupcję czy inne kontrowersyjne tematy, które mogą zostać usunięte na wniosek osób, które poczują się „urażone” treścią publikacji.
Mechanizm blokowania treści – co się zmieni?
Nowelizacja ustawy zakłada, że Prezes UKE miałby prawo nakładać obowiązek usunięcia treści w trzech przypadkach:
- Naruszenie dóbr osobistych – w przypadku, gdy osoba (np. internauta, polityk czy celebryta) uzna, że jej dobra osobiste zostały naruszone.
- Naruszenie prawa własności intelektualnej – po zgłoszeniu przez podmiot, którego prawa zostały naruszone, lub przez odpowiednie służby.
- Czyn zabroniony – treści, które nawołują lub pochwalają czyn zabroniony, mogą zostać usunięte na wniosek użytkownika, policji, prokuratury lub „zaufanego podmiotu sygnalizującego”.
Choć na pierwszy rzut oka zmiany te mają na celu ochronę praw jednostek, niepokojący jest brak udziału sądów w podejmowaniu decyzji. Sytuacja ta rodzi pytanie, czy mechanizm ten nie może być wykorzystywany do tłumienia niezależnych opinii i krytyki w mediach oraz w internecie.
Potencjalne nadużycia i zagrożenia
Krytycy tego projektu, w tym eksperci z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Fundacji Panoptykon oraz dziennikarze, wskazują na ryzyko nadużyć. Zapis, który umożliwia szybkie blokowanie treści bez udziału sądów, stwarza duże pole do cenzurowania niewygodnych informacji, w tym artykułów ujawniających nieprawidłowości w rządzie czy innych instytucjach. Co więcej, może to także wpłynąć na niezależność mediów, które staną przed groźbą blokowania ich materiałów przez polityków lub instytucje.
Ekspert ds. cyberbezpieczeństwa Łukasz Olejnik zauważa, że wprowadzenie tego rodzaju regulacji stwarza ogromne ryzyko, ponieważ decyzje o blokowaniu treści mogą być podejmowane przez jedną osobę, a nie sąd, co stwarza zagrożenie nadużyć.
Ministerstwo Cyfryzacji odpowiada na krytykę
Ministerstwo Cyfryzacji tłumaczy, że wprowadzenie takich uprawnień dla Prezesa UKE jest konieczne, aby ujednolicić zasady moderacji treści w internecie w Polsce i dostosować krajowe prawo do wymogów unijnej dyrektywy DSA. Resort zaznacza, że celem nowelizacji jest zapewnienie większej ochrony obywateli przed hejtami i treściami, które mogą szkodzić ich zdrowiu psychicznemu.
Ministerstwo zapewnia, że projekt nie ma na celu ograniczenia wolności słowa, a decyzje Prezesa UKE będą mogły być zaskarżane do sądu administracyjnego. Niemniej jednak, krytycy wskazują, że brak kontroli sądowej w początkowej fazie procedury może prowadzić do sytuacji, w której decyzje o cenzurowaniu treści zapadają zbyt szybko, a poszkodowane osoby muszą później dochodzić swoich praw w sądzie.
Podsumowanie
Projekt nowelizacji ustawy o świadczeniu usług elektronicznych budzi poważne kontrowersje. Choć jego celem jest zwiększenie ochrony obywateli przed nielegalnymi treściami, zapis przyznający Prezesowi UKE uprawnienia do blokowania treści w internecie bez udziału sądów może prowadzić do poważnych nadużyć. Tak duża władza w rękach jednej osoby budzi obawy o niezależność mediów, wolność słowa i przyszłość debaty publicznej w Polsce. Ministerstwo Cyfryzacji powinno wziąć pod uwagę te obawy i zaproponować rozwiązania, które z jednej strony zapewnią skuteczną ochronę przed szkodliwymi treściami, a z drugiej nie będą stanowić zagrożenia dla demokratycznych wartości.